2 marca 2014

01. Patrząc wstecz

Deszcz zaczął lekko siąpić tuż po tym jak aportowali się w wąskiej alejce niedaleko stacji. Mimo że ledwo rozpoczął się wrzesień, Londyn zasmucał szarością, swoją aurą przywodząc na myśl pogodę końca jesieni aniżeli dogorywającego lata. Wyszli szybko z zaułka, nie rozglądając się zanadto i pewnie ruszyli w stronę Kings' Cross. Według zegara, znajdującego się na niewielkiej wieżyczce, mieli nieco ponad 10 minut do odjazdu pociągu. Hermiona odprężyła nieco napięte mięśnie pleców, miała pewność, że w pięć minut bezproblemowo dostaną się w okolice peronu 9 i 10, a stamtąd drogę znała już na pamięć.

Korzystając z ostatnich minut jakie pozostały jej do opuszczenia Londynu, zaczęła chłonąć widok tej części miasta. Wciąż pamiętała, jak, będąc przestraszoną, ale równocześnie strasznie podekscytowaną jedenastolatką, niepewnie stała między peronami szukając tej jednej tabliczki „9 i ¾”. Czuwała samotnie przy, wypchanym po brzegi przyborami szkolnymi, kufrze, z niepokojem rozglądając się wokoło, w czasie gdy rodzice poszli na informacje, wypytać się o ten dziwaczny peron. Nerwowo spoglądała to na zegar, którego wskazówki bezlitośnie odmierzały upływający czas, to na rodziców żywo dyskutujących z panią zza okienka, to na tłum ludzi, jaki tego dnia przewalał się przez stacje. Nagle, przyglądając się tak niedoszłym pasażerom, ujrzała garstkę młodych ludzi, którzy zaopatrzeni byli w walizki podobne do jej, a jeden z nich trzymał w klatce piękną, czarną sowę. Spoglądała, jak jeden z chłopców pcha swój wózek w stronę filaru oddzielającego perony 9 i 10 i jak bez śladu strachu wjeżdża w mur, rozpływając się w powietrzu, a zaraz za nim podążyła reszta grupy. Wtedy już wiedziała dokąd iść. Nigdy nie miała okazji mu podziękować, a to dzięki niemu udało jej się odkryć magiczną stacje, na której stała lśniąca, czerwona lokomotywa i mnóstwo doczepionych do niej wagonów. Lubiła wspomnienia, często dawały jej siłę do pracy, a to było jednym z tych bardziej motywujących.

Uśmiechnęła się słabo do siebie, lecz jej uśmiech znikł, gdy drepcząc za Georgem, który uparł się, że weźmie jej kufer, wkroczyła na stacje Kings' Cross. Dziś już nie spoglądała na twarze mijanych ludzi ani nie oglądała się nerwowo na zegar jak kiedyś. Teraz szła powolnym krokiem przed siebie, starając się wmówić sobie, że ten rok na pewno przyniesie jej coś więcej, niż tylko zdane owutemy.

-Idź pierwsza.-rudowłosy zatrzymał się nagle, odwracając się ku dziewczynie i wskazując dłonią na filar. Hermiona spojrzała jedynie na mur, pewnie kiwnęła głową i z pewną zaciętością na twarzy ruszyła ku magicznemu przejściu. Gdy tylko jej ciało miało uderzyć w ścianę, dziewczyna została przeniesiona na peron 9 i ¾. Rozejrzała się i w kłębowisku rodzin oraz uczniów dostrzegła znajome twarze. Nie tylko rzodkiewkowe kolczyki i długie, blond włosy Luny, ale także tegorocznych studentów ósmego roku, tych którzy nie mieli szansy zakończyć edukacji w zeszłym roku, tych co, podobnie jak Hermiona, wrócili.

Stała, patrząc na cały peron, gdy obok niej zmaterializował się George z jej kufrem. Bez słowa ruszyli ku wagonom. Rudowłosy spoglądał na ściskające się rodziny, na siostry żegnające swoich braci. Poczuł ukłucie w sercu. Czuł, że po odejściu Freda jego rodzina już nigdy nie będzie taka sama. Czasami wręcz uważał, że powoli żałoba ich rozdziela zamiast łączyć. Wiedział, że musi coś zrobić, aby obudzić rodzinę z letargu, w który popadła, aby znowu pobudzić ich do życia, lecz jeszcze nie wiedział jak.

Przystanęli tuż przy wejściu do jednego z wagonów. Hermiona zerknęła szybko na Georga, który zwrócony do niej, wlepiał wzrok w swoje czarne buty ze skóry.

- George? - szepnęła, chwytając go za ramiona. Spojrzał na nią smutny i wyraźnie zakłopotany. Podkrążone oczy patrzyły na nią bezsilnie, a usta wykrzywiły się w dziwny grymas.

- Jak mam sobie z tym poradzić? - jego głos łamał się lekko, oczy zaszły łzami spoglądając dziewczynie przez ramię i wpatrując się w rodzinę stojącą nieopodal. Pragnął odpowiedzi, pragnął się wreszcie z tym uporać,wrócić do pracy, ponownie rozkręcić sklep i w ten sposób uhonorować zmarłego bliźniaka. Nie wiedział tylko jak zacząć.

Hermiona podeszła do niego i delikatnie zaczęła gładzić poły jego brązowej marynarki, wpatrując się w niewielką naszywkę lwa na prawej piersi. Zastanawiała się co powinna mu powiedzieć. Gdyby znała jakiś sposób, od razu pomogłaby Georgowi i całej jego rodzinie. Szczególnie Ronowi. Widok jej chłopaka pogrążonego w nieustannym letargu sprawiał, że cierpiała z bezsilności.

- Wiesz... On zawsze będzie przy tobie - mruknęła, unosząc wzrok i odnajdując spojrzenie jego brązowych oczu. - Więc może... Spróbuj żyć, tak jakby wciąż był wśród nas? - dodała niepewnie.

Przez chwile zastanawiała się czy chłopak nie wyśmieje jej mizernej próby pocieszenia, lecz ku jej zdziwieniu tylko pochylił się i uścisnął ją mocno, szepcąc ciche „dziękuje”. Ostatni raz spojrzał na nią z nieśmiałym uśmiechem i aportował się.

Hermiona przełknęła ciężką gulę, która siedziała jej w gardle i szybko weszła do wagonu. Przemierzała go powoli, zaglądając do każdego z przedziałów, szukając znajomych twarzy. Lecz zamiast przyjaciół, odnajdywała zaskoczonych jej obecnością uczniów, którzy zaczęli wskazywać na nią palcami, rozmawiać żywiołowo między sobą i energicznie machać do niej. Jednak dziewczyna ignorowała ich, brnąc dalej korytarzem.

W końcu natrafiła na przedział, z którego wydobywały się znajome głosy. Podeszła do drzwi i zajrzała przez szybę. Ujrzała Nevilla w otoczeniu Deana, Seamusa i Luny, beztrosko rozmawiających ze sobą. Uchylone okno rozwiewało blond włosy dziewczyny, sprawiając, że nieustannie je poprawiała. Hermiona otworzyła drzwiczki, zwracając na sobie całą uwagę przedziału. Nieco chłodny wicherek omiótł jej twarz, dając odrobinę orzeźwienia.

- Cześć... Mogę się dosiąść? - jej głos rozbrzmiał nieśmiało. Wszyscy patrzyli na nią z szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami, wszyscy poza Luną, która, wyglądając jakby spodziewała się ją dziś zobaczyć, wstała, pomagając dziewczynie z bagażem. Usiadła między przyjaciółmi i z nieco nieobecnym wzrokiem, patrzyła jak ruszający pociąg zostawia powoli za sobą peron i ludzi na nim zgromadzonych.

Podróż mijała powoli. Ponuro snujące się szare chmury i nieustannie bębniący w szyby deszcze zmusiły uczniów do szczelnego zamknięcia okien oraz podróżowania w półmroku. Lecz mimo paskudnej pogody uczniowie wydawali się cieszyć z powrotu do szkoły. Nawet w przedziale, gdzie zasiadały osoby najbardziej przez zeszły rok doświadczone panowała niemalże radosna atmosfera.
Dean z pasją opowiadał co robił przez rok przerwy od nauki, a Seamus energicznie opowiadał jak miał buntować się przeciwko Carrow'om i Snape'owi. Reszta tylko słuchała, od czasu do czasu dopowiadając coś od siebie, wyjawiając swoje plany na przyszłość lub dzieląc się wspomnieniami z wakacji. W otoczeniu przyjaciół Hermiona zapomniała o tęsknocie za wszystkimi poległymi, przenikała ją teraz radość ze zwycięstwa i świata wolnego od Voldemorta, kilka razy nawet zdobywając się na uśmiech.

Czas mijał wolno acz zauważalnie, sprawiając, że słońce powoli zaczęło zachodzić, a lampki w przedziałach rozbłysły sztucznym światłem. Nagle do przedziału zajmowanego przez Gryfonów i Krukonke weszła niewielka osóbka, ściskająca w dłoniach świstek pergaminu i wielkimi, zielonymi oczami szybko przypominała sobie treść liściku.

- Czy jest tu może Hermiona Granger? - spytała świszczącym, piskliwym głosem, sprawiając, że chłopcy skrzywili się nieco.

- O co chodzi? - brązowowłosa pochyliła się z zaciekawieniem ku dziewczynce, gestem zachęcając, żeby kontynuowała. Widziała jak dziecko przełyka powoli ślinkę, przeskakując wzrokiem z notki na dziewczynę i resztę współpasażerów.

- Profesor McGonagall prosi o podejście do jej przedziału w pierwszym wagonie - wyrzuciła z siebie, po czym speszona wybiegła, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Hermiona spojrzała po towarzyszach i, rzucając przepraszające spojrzenie, wyszła, kierując się do początkowych przedziałów.

Zdziwiła się trochę, słysząc, że McGonagall jedzie z nimi pociągiem, zawsze myślała, że nauczyciele przybywają do Hogwartu innymi środkami magicznego transportu, jak na przykład deportacja w Hogsmeade, bezpieczne połączenie siecią Fiuu czy niepozorny świstoklik, nie licząc takich wyjątków jak profesor Lupin czy Slughorn. Choć obecność dyrektorki była w pewien sposób uzasadniona, to ona każdego roku prowadziła spotkanie organizacyjne w przedziale dla prefektów.

Dziewczyna doszła do ostatniego przedziału we wskazanym przez dziewczynkę wagonie. Drzwi, w przeciwieństwie do pozostałych, nie były przeszklone. Podeszła i zapukała trzykrotnie, nasłuchując odgłosów z pomieszczenia. Słychać było cichy szelest, a po chwili we framudze nie było już drzwi. Hermiona podskoczyła lekko z zaskoczenia, a dyrektorka spojrzała na nią z lekką dezaprobatą.

- Proszę wejść, panno Granger - powiedziała, odkładając papiery, które przed chwilą przeglądała. Gryfonka weszła do niewielkiego pomieszczenia. Ściany, podłoga, a nawet okna wyglądały jak w pozostałych przedziałach, jednak to co wyróżniało owe pomieszczenie to biurko, które stało prostopadle do wejścia, pozwalając Minerwie na dokładną jego obserwacje. Piękne, bogato zdobione, mahoniowe, a w niektórych miejscach pozłacane biurko zajmowało niemal całą szerokość pokoju, odgradzając połowę dla nauczyciela od połowy dla gości, w której mieścił się niewielki, lecz obity czerwonym aksamitem taboret oraz niewielki stolik z dzbanem wypełniony wodą pasujący stylem do biurka. Chłodne, wilgotne powietrze, które owiało dziewczynę wskazywało na to, że dyrektorka namiętnie wietrzyła przedział, nie zważając na fatalną pogodę.

Skinieniem głowy nakazała uczennicy zająć miejsce. Nie czekając na jej ruch wstała, przetarła swoje okulary niewielką, zieloną szmatką i spojrzała przez szybę na ciemniejące niebo. Hermiona rozsiadła się na taboreciku, który był zaskakująco wygodny.

- Panno Granger... - dyrektorka odwróciła się, spoglądając dziewczynie w oczy. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ósmy rok jest czymś niezwykle wyjątkowym, jeśli chodzi o publiczne szkoły magii? - Gryfonka szybko przytaknęła, a McGonagall ulokowała swój wzrok ponad jej ramieniem.

- Jest to pierwszy, i mam nadzieję, że ostatni, taki rok w ponad tysiącletniej historii naszej szkoły - westchnęła, zastanawiając się nad dalszymi słowami. - Więc mam nadzieje, że ten rok nie będzie dla was - uczniów specjalnym wyzwaniem. Z racji tego, że w zeszłym roku nie odbyły się ani SUMy, ani OWUTEMy, w tym roku do egzaminów podejdą nie tylko piąto- i siódmoroczni, ale także szóstoroczni i wy. W związku z czekającym natłokiem pracy, grono pedagogiczne zdecydowało, że wśród uczniów z waszego roku zostało wybranych dwóch starszych prefektów naczelnych, którzy będą odpowiadać tylko za rocznik siódmy i ósmy - wstała, ściągając okulary i rozglądając się. Hermiona poruszyła się niespokojnie, miała wrażenie, że ktoś stoi za jej plecami i to właśnie na tego kogoś spogląda McGonagall.

- Starszymi prefektami naczelnymi zostały osoby, które w zeszłym roku miały objąć stanowisko prefekta naczelnego, czyli ty panno Granger i pan Malfoy - powiedziała niskim, nieco chrapliwym głosem z wyczuwalną nutką rezygnacji. Wiedziała co teraz się stanie, oczekiwała wybuchu, armagedonu ze strony dziewczyny i wcale się jej nie dziwiła.

- Co?! - wrzasnęła brązowowłosa wstając z fotela. Głos załamał jej się lekko na końcu, a oczy z niedowierzaniem i wyrzutem spoglądały na nauczycielkę.

- Ta gnida, ten zdrajca, parszywiec, Śmierciożerca nie dość, że będzie uczęszczał do Hogwartu to jeszcze będzie sprawował taką funkcje. - krzyczała do dyrektorki, nie patrząc na jej jednocześnie oburzony jak i przyznający racje wyraz twarzy.

- To była decyzja Dumbeldora... - próbowała wyjaśnić, lecz Gryfonka szybko przerwała jej, wylewając z siebie wściekłość

- Walę decyzje Dumbeldora! Ten śmieć Malfoy powinien znać swoje miejsce... - jej zwykle lekko napuszone włosy, jeszcze bardziej zwiększyły swoją objętość, sprawiając, że wyglądała na wariatkę, a czerwone policzki płonęły nienawiścią.

- I znam je bardzo dobrze. Jest ono w Hogwarcie w domu Salazara Slytherina, w prywatnej komnacie prefekta naczelnego - rozbrzmiał cichy chłodny głos w drzwiach. Hermiona szybko się odwróciła, a oczy prawie wyskoczyły z oczodołów, kiedy ujrzała platynową grzywkę i wredny, pokpiwający półuśmiech, a potem całego Ślizgona. Chłopak na widok jej reakcji tylko uśmiechną się szerzej i przeczesał dłonią włosy, zagarniając je do tyłu i odsłaniając swoje oczy i czoło.

- Ty sukinsynu! Jak śmiesz się tu pokazywać - wykrzyknęła mu prosto w twarz, wskazując na niego oskarżycielsko palcem, ignorując upomnienie McGonagall. Mina chłopaka natychmiast się zmieniła i z uśmieszku przeistoczyła się w grymas pogardy.

- Moja matka jest szlachetnie urodzoną czarownicą o krwi czystej od kilku pokoleń, natomiast twoja tapla się w ohydnym, mugolskim szlamie pospólstwa i niemagicznych ścierw - wycedził, patrząc wyzywająco w brązowe oczy przeciwniczki.

- Panie Malfoy! - krzyknęła dyrektorka, patrząc na chłopaka z oburzeniem, dla bezpieczeństwa ściskając różdżkę. Chłopak czekał na słowną obelgę, wrzaski, płacz, może nawet i jakiś niewybredny urok ze strony dziewczyny, lecz ona nie miała zamiaru się w to bawić.

Spojrzała na niego z obrzydzeniem i splunęła mu prosto w twarz. Gdy Malfoy odskoczył zaskoczony i zanim zorientował się co go prawie oślepiło, zacisnęła dłoń w pięść i posłała ją ku blademu nosowi Ślizgona. Poczuła trzask, a potem ból w dłoni i nie była pewna co zostało złamane, jej kości dłoni, czy jego kość nosowa.

Chłopak zawył z bólu, chwytając się obiema rękami za nos, a spomiędzy nich zaczęła sączyć się krew, której kropelki szybko spadały na posadzkę, tworząc niewielką kałuże. Przycisnęła bolącą kończynę do klatki piersiowej i, wykorzystując miejsce obok jej wroga, uciekła z przedziału dyrektorki, czując jednocześnie ulgę, radość, złość i niedowierzanie.

- Panno Granger! - wrzasnęła oszołomiona McGonagall. Kobieta szybko doskoczyła do blondwłosego ucznia i z niedowierzaniem patrzyła za znikającą w innym wagonie brunetkę.

7 komentarzy:

  1. Hah, jestem niezłą szczęściarą. Ledwie przeczytałam prolog, a Ty już dodałaś rozdział. ;)
    Podobał mi się prawie tak jak prolog. Prawie, ponieważ zdziwiło mnie nieco, że George zdaje się cierpieć po stracie Freda mniej niż Ron, a przecież chyba tak być nie powinno. Ponadto kanon poszedł na dno jeziora już do końca w tej samej chwili, w której Hermiona wybuchła. Ta dziewczyna, zazwyczaj opanowana i trzeźwo myśląca, nie powinna zachować się w ten sposób. Poza tym jednak nie mam żadnych więcej zastrzeżeń, spodobało mi się uzasadnienie McGonagall dla prefektów i w ogóle całe jej przemówienie. I jeszcze ta retrospekcja Hermiony przed peronem, taki miły przerywnik dla całej akcji opowiadania. ;)
    Ze spraw technicznych - błędów było więcej niż w poprzednim rozdziale, ale oczywiście, jak już wcześniej wspominałam, każdemu zdarzają się potknięcia. W oczy rzuciło mi się, że zamiast pauzy lub półpauzy w dialogach itp. używasz dywizów, co jest oczywiście błędem, który trzeba poprawić. Irytuje mnie to, że nie dajesz nigdy odstępów przed i po myślnikach, co również jest błędem. I jeszcze tak ogółem mogłabyś robić akapity, ale rozumiem, że z bloggerem walka jest zawsze nierówna, więc nie będę marudzić w tej kwestii. ;)
    Czekam na kolejny rozdział i ponawiam zaproszenie do mnie.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ap
    czyste-serce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedziałam na Twój komentarz u mnie na blogu, ponieważ mam taki zwyczaj i zwykle Czytelnicy odczytują moje odpowiedzi, ale stwierdziłam, że skoro Ty odpowiedziałaś u mnie, to pewnie wolałabyś, abym zrobiła to samo. No więc pofatygowałam się do Ciebie i skopiowałam tamten komentarz. :)
      Jeśli chodzi o Twoje opowiadanie, przyjmuję wszelkie wytłumaczenia bez gadania, ponieważ są sensowne. :) Tylko z tymi dywizami... Naprawdę warto je zmienić. Na klawiaturze pauzy ani półpauzy nie ma, ale na tablicy znaków już są, więc warto się nieco pofatygować. I naprawdę nie ma za co dziękować, ja lubię pisać długie komentarze, bo autorzy zasługują, aby się szerzej wypowiedzieć o ich dziełach. :)

      A teraz przejdę do faktycznie przyjemniejszej dla mnie rzeczy (w końcu każdy autor lubi, kiedy ktoś się o jego tworze wypowiada). ;)
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, mam nadzieję, że zostanie z moim opowiadaniem na dłużej. A z tym paringiem to przyszło tak nagle. No bo w Drinny nie wieżę (chociaż lubię), Dramione (pomimo tego, że je kocham i było pierwszym ff, jakie przeczytałam) nie wydaje mi się być prawdopodobne (niby Draco zawsze czuł coś do Hermiony, ale wstydził się tego, co oznaczało, że nigdy by się do tego nie przyznał, a sama Hermiona, delikatnie mówiąć, nie przepadała za nim). Reszta paringów wydawała mi się być jeszcze bardziej naciągana (znaczy oprócz tego z Astorią, ale przecież to jest z kanonu, więc...). No i wtedy pomyślałam o Katie i... wyszło z tego opowiadanie. ;)
      Pozdrawiam,
      Ap

      Usuń
  2. Mi się bardzo podoba.
    Dramione, gdzie w pierwszym rozdziale Hermiona i Draco po kłótni nie macają się w pustej klasie? Anomalia!

    Dziewczyna łamie mu nos i leje się krew - to co mimozy lubią najbardziej.

    Tak jak April Rose, którą szczerze ubóstwiam za jej opowiadanie, spodobał mi się początek!

    Co do błędów żadnego nie zauważyłam, bo najzwyczajniej w świecie nie wiem co to jest dywiza (tak to się chyba nazywa) i bynajmniej nie jest mi to do szczęścia potrzebne.

    Każdy przeżywa żałobę na swój sposób, więc, w przeciwieństwie do April, nie dziwi mnie zachowanie Rona i George'a.

    Nie zgodzę też się z nią w wypadku Hermiony. Wojna bardzo zmienia ludzi, poza tym dziewczyna w 3 części również dała się ponieść emocjom. Nie wierzę, że najspokojniesze osoby nie zdenerwowałyby się kiedy ktoś obraziłby ich matkę, szczególnie jeśli tym ktosiem byłby Draco Malfoy - Śmierciożerca, przeciwnik szlam, wróg od pierwszej klasy.
    Pozdrawiam.
    P.S. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zgodzę się, że kanon poszedł się utopić, bo reakcja obu postaci była jak najbardziej prawidłowa i realna! Nie zapominajmy, że w rzeczywistości (jeśli można tak mówić o książce :D) Hermiona już Fretce przywaliła, i to zdrowo :D A on przy każdej okazji wypominał jej pochodzenie. Po kilku latach można się wkurzyć...

    Błędów ogólnie nie ma. Budowa zdań mi się nie podoba, bo czasami są niejasne, dlatego też podpowiadam, aby każdy rozdział przed publikacją był przez kogoś czytany, albo publikuj go np. dopiero po tygodniu od napisania. Choć mi się to nigdy nie udało :D Za bardzo jestem ciakawa reakcji czytelników:)

    Podoba mi się początek. Mam nadzieję, że dalsza część będzie niekonwencjonalna i równie pomysłowa :)

    Z chęcią dodam do ulubionych:)

    Pozdrawiam, Michaela!

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę przyznać jestem pozytywnie zaskoczona tą historią.
    Ósmy rok w Hogwarcie?
    To dla mnie coś nowego i jestem ciekawa jak daleko posuniesz się z rozwojem.
    Podoba mi się Twój styl i sposób w jaki to wszystko nakreśliłaś.
    Jedyne czgeo mogę żałować to fakt, że zdecydowanie zbyt krótki, gdyż spodziewałam się więcej.
    Ale ja zawsze lubię marudzić o długość strony itp.
    Byłoby również fajnie gdybyś uruchomiła zakładę Obserwowanych.
    Nie musiłabyś wtedy nikogo powiadamiać i byłby każdy na bieżaco.
    Pomyśl o tym bo będzie dużo łatwiej.
    A tymczasem powiadom mnie o nowym rozdziale na http://pokochac-lotra.blogspot.com w zakładce Spam!

    pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Wciąga! :D aż się człowiek wkurza, że rozdział taki krótki!

    OdpowiedzUsuń