Deszcz zaczął
lekko siąpić tuż po tym jak aportowali się w wąskiej alejce
niedaleko stacji. Mimo że ledwo rozpoczął się wrzesień, Londyn
zasmucał szarością, swoją aurą przywodząc na myśl pogodę
końca jesieni aniżeli dogorywającego lata. Wyszli szybko z zaułka,
nie rozglądając się zanadto i pewnie ruszyli w stronę Kings'
Cross. Według zegara, znajdującego się na niewielkiej wieżyczce,
mieli nieco ponad 10 minut do odjazdu pociągu. Hermiona odprężyła
nieco napięte mięśnie pleców, miała pewność, że w pięć
minut bezproblemowo dostaną się w okolice peronu 9 i 10, a stamtąd
drogę znała już na pamięć.
Korzystając z
ostatnich minut jakie pozostały jej do opuszczenia Londynu, zaczęła
chłonąć widok tej części miasta. Wciąż pamiętała, jak, będąc
przestraszoną, ale równocześnie strasznie podekscytowaną
jedenastolatką, niepewnie stała między peronami szukając tej
jednej tabliczki „9 i ¾”. Czuwała samotnie przy, wypchanym po
brzegi przyborami szkolnymi, kufrze, z niepokojem rozglądając się
wokoło, w czasie gdy rodzice poszli na informacje, wypytać się o
ten dziwaczny peron. Nerwowo spoglądała to na zegar, którego
wskazówki bezlitośnie odmierzały upływający czas, to na rodziców
żywo dyskutujących z panią zza okienka, to na tłum ludzi, jaki
tego dnia przewalał się przez stacje. Nagle, przyglądając się
tak niedoszłym pasażerom, ujrzała garstkę młodych ludzi, którzy
zaopatrzeni byli w walizki podobne do jej, a jeden z nich trzymał w
klatce piękną, czarną sowę. Spoglądała, jak jeden z chłopców
pcha swój wózek w stronę filaru oddzielającego perony 9 i 10 i
jak bez śladu strachu wjeżdża w mur, rozpływając się w
powietrzu, a zaraz za nim podążyła reszta grupy. Wtedy już
wiedziała dokąd iść. Nigdy nie miała okazji mu podziękować, a
to dzięki niemu udało jej się odkryć magiczną stacje, na której
stała lśniąca, czerwona lokomotywa i mnóstwo doczepionych do niej
wagonów. Lubiła wspomnienia, często dawały jej siłę do pracy, a
to było jednym z tych bardziej motywujących.
Uśmiechnęła się
słabo do siebie, lecz jej uśmiech znikł, gdy drepcząc za Georgem,
który uparł się, że weźmie jej kufer, wkroczyła na stacje
Kings' Cross. Dziś już nie spoglądała na twarze mijanych ludzi
ani nie oglądała się nerwowo na zegar jak kiedyś. Teraz szła
powolnym krokiem przed siebie, starając się wmówić sobie, że ten
rok na pewno przyniesie jej coś więcej, niż tylko zdane owutemy.
-Idź
pierwsza.-rudowłosy zatrzymał się nagle, odwracając się ku
dziewczynie i wskazując dłonią na filar. Hermiona spojrzała
jedynie na mur, pewnie kiwnęła głową i z pewną zaciętością na
twarzy ruszyła ku magicznemu przejściu. Gdy tylko jej ciało miało
uderzyć w ścianę, dziewczyna została przeniesiona na peron 9 i ¾.
Rozejrzała się i w kłębowisku rodzin oraz uczniów dostrzegła
znajome twarze. Nie tylko rzodkiewkowe kolczyki i długie, blond
włosy Luny, ale także tegorocznych studentów ósmego roku, tych
którzy nie mieli szansy zakończyć edukacji w zeszłym roku, tych
co, podobnie jak Hermiona, wrócili.
Stała, patrząc na
cały peron, gdy obok niej zmaterializował się George z jej kufrem.
Bez słowa ruszyli ku wagonom. Rudowłosy spoglądał na ściskające
się rodziny, na siostry żegnające swoich braci. Poczuł ukłucie w
sercu. Czuł, że po odejściu Freda jego rodzina już nigdy nie
będzie taka sama. Czasami wręcz uważał, że powoli żałoba ich
rozdziela zamiast łączyć. Wiedział, że musi coś zrobić, aby
obudzić rodzinę z letargu, w który popadła, aby znowu pobudzić
ich do życia, lecz jeszcze nie wiedział jak.
Przystanęli tuż
przy wejściu do jednego z wagonów. Hermiona zerknęła szybko na
Georga, który zwrócony do niej, wlepiał wzrok w swoje czarne buty
ze skóry.
- George? - szepnęła,
chwytając go za ramiona. Spojrzał na nią smutny i wyraźnie
zakłopotany. Podkrążone oczy patrzyły na nią bezsilnie, a usta
wykrzywiły się w dziwny grymas.
- Jak mam sobie z
tym poradzić? - jego głos łamał się lekko, oczy zaszły łzami
spoglądając dziewczynie przez ramię i wpatrując się w rodzinę
stojącą nieopodal. Pragnął odpowiedzi, pragnął się wreszcie z
tym uporać,wrócić do pracy, ponownie rozkręcić sklep i w ten
sposób uhonorować zmarłego bliźniaka. Nie wiedział tylko jak
zacząć.
Hermiona podeszła
do niego i delikatnie zaczęła gładzić poły jego brązowej
marynarki, wpatrując się w niewielką naszywkę lwa na prawej
piersi. Zastanawiała się co powinna mu powiedzieć. Gdyby znała
jakiś sposób, od razu pomogłaby Georgowi i całej jego rodzinie.
Szczególnie Ronowi. Widok jej chłopaka pogrążonego w nieustannym
letargu sprawiał, że cierpiała z bezsilności.
- Wiesz... On zawsze
będzie przy tobie - mruknęła, unosząc wzrok i odnajdując
spojrzenie jego brązowych oczu. - Więc może... Spróbuj żyć, tak
jakby wciąż był wśród nas? - dodała niepewnie.
Przez chwile
zastanawiała się czy chłopak nie wyśmieje jej mizernej próby
pocieszenia, lecz ku jej zdziwieniu tylko pochylił się i uścisnął
ją mocno, szepcąc ciche „dziękuje”. Ostatni raz spojrzał na
nią z nieśmiałym uśmiechem i aportował się.
Hermiona przełknęła
ciężką gulę, która siedziała jej w gardle i szybko weszła do
wagonu. Przemierzała go powoli, zaglądając do każdego z
przedziałów, szukając znajomych twarzy. Lecz zamiast przyjaciół,
odnajdywała zaskoczonych jej obecnością uczniów, którzy zaczęli
wskazywać na nią palcami, rozmawiać żywiołowo między sobą i
energicznie machać do niej. Jednak dziewczyna ignorowała ich, brnąc
dalej korytarzem.
W końcu natrafiła
na przedział, z którego wydobywały się znajome głosy. Podeszła
do drzwi i zajrzała przez szybę. Ujrzała Nevilla w otoczeniu
Deana, Seamusa i Luny, beztrosko rozmawiających ze sobą. Uchylone
okno rozwiewało blond włosy dziewczyny, sprawiając, że
nieustannie je poprawiała. Hermiona otworzyła drzwiczki, zwracając
na sobie całą uwagę przedziału. Nieco chłodny wicherek omiótł
jej twarz, dając odrobinę orzeźwienia.
- Cześć... Mogę
się dosiąść? - jej głos rozbrzmiał nieśmiało. Wszyscy patrzyli
na nią z szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami, wszyscy poza Luną,
która, wyglądając jakby spodziewała się ją dziś zobaczyć,
wstała, pomagając dziewczynie z bagażem. Usiadła między
przyjaciółmi i z nieco nieobecnym wzrokiem, patrzyła jak ruszający
pociąg zostawia powoli za sobą peron i ludzi na nim zgromadzonych.
Podróż mijała
powoli. Ponuro snujące się szare chmury i nieustannie bębniący w
szyby deszcze zmusiły uczniów do szczelnego zamknięcia okien oraz
podróżowania w półmroku. Lecz mimo paskudnej pogody uczniowie
wydawali się cieszyć z powrotu do szkoły. Nawet w przedziale,
gdzie zasiadały osoby najbardziej przez zeszły rok doświadczone
panowała niemalże radosna atmosfera.
Dean z pasją
opowiadał co robił przez rok przerwy od nauki, a Seamus energicznie
opowiadał jak miał buntować się przeciwko Carrow'om i Snape'owi.
Reszta tylko słuchała, od czasu do czasu dopowiadając coś od
siebie, wyjawiając swoje plany na przyszłość lub dzieląc się
wspomnieniami z wakacji. W otoczeniu przyjaciół Hermiona zapomniała
o tęsknocie za wszystkimi poległymi, przenikała ją teraz radość
ze zwycięstwa i świata wolnego od Voldemorta, kilka razy nawet
zdobywając się na uśmiech.
Czas mijał wolno
acz zauważalnie, sprawiając, że słońce powoli zaczęło
zachodzić, a lampki w przedziałach rozbłysły sztucznym światłem.
Nagle do przedziału zajmowanego przez Gryfonów i Krukonke weszła
niewielka osóbka, ściskająca w dłoniach świstek pergaminu i
wielkimi, zielonymi oczami szybko przypominała sobie treść
liściku.
- Czy jest tu może
Hermiona Granger? - spytała świszczącym, piskliwym głosem,
sprawiając, że chłopcy skrzywili się nieco.
- O co
chodzi? - brązowowłosa pochyliła się z zaciekawieniem ku
dziewczynce, gestem zachęcając, żeby kontynuowała. Widziała jak
dziecko przełyka powoli ślinkę, przeskakując wzrokiem z notki na
dziewczynę i resztę współpasażerów.
- Profesor
McGonagall prosi o podejście do jej przedziału w pierwszym
wagonie - wyrzuciła z siebie, po czym speszona wybiegła, zostawiając
za sobą otwarte drzwi. Hermiona spojrzała po towarzyszach i,
rzucając przepraszające spojrzenie, wyszła, kierując się do
początkowych przedziałów.
Zdziwiła się
trochę, słysząc, że McGonagall jedzie z nimi pociągiem, zawsze
myślała, że nauczyciele przybywają do Hogwartu innymi środkami
magicznego transportu, jak na przykład deportacja w Hogsmeade,
bezpieczne połączenie siecią Fiuu czy niepozorny świstoklik, nie
licząc takich wyjątków jak profesor Lupin czy Slughorn. Choć
obecność dyrektorki była w pewien sposób uzasadniona, to ona
każdego roku prowadziła spotkanie organizacyjne w przedziale dla
prefektów.
Dziewczyna doszła
do ostatniego przedziału we wskazanym przez dziewczynkę wagonie.
Drzwi, w przeciwieństwie do pozostałych, nie były przeszklone.
Podeszła i zapukała trzykrotnie, nasłuchując odgłosów z
pomieszczenia. Słychać było cichy szelest, a po chwili we framudze
nie było już drzwi. Hermiona podskoczyła lekko z zaskoczenia, a
dyrektorka spojrzała na nią z lekką dezaprobatą.
- Proszę wejść,
panno Granger - powiedziała, odkładając papiery, które przed chwilą
przeglądała. Gryfonka weszła do niewielkiego pomieszczenia.
Ściany, podłoga, a nawet okna wyglądały jak w pozostałych
przedziałach, jednak to co wyróżniało owe pomieszczenie to
biurko, które stało prostopadle do wejścia, pozwalając Minerwie
na dokładną jego obserwacje. Piękne, bogato zdobione, mahoniowe, a
w niektórych miejscach pozłacane biurko zajmowało niemal całą
szerokość pokoju, odgradzając połowę dla nauczyciela od połowy
dla gości, w której mieścił się niewielki, lecz obity czerwonym
aksamitem taboret oraz niewielki stolik z dzbanem wypełniony wodą
pasujący stylem do biurka. Chłodne, wilgotne powietrze, które
owiało dziewczynę wskazywało na to, że dyrektorka namiętnie
wietrzyła przedział, nie zważając na fatalną pogodę.
Skinieniem głowy
nakazała uczennicy zająć miejsce. Nie czekając na jej ruch
wstała, przetarła swoje okulary niewielką, zieloną szmatką i
spojrzała przez szybę na ciemniejące niebo. Hermiona rozsiadła
się na taboreciku, który był zaskakująco wygodny.
- Panno
Granger... - dyrektorka odwróciła się, spoglądając dziewczynie w
oczy. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ósmy rok jest
czymś niezwykle wyjątkowym, jeśli chodzi o publiczne szkoły
magii? - Gryfonka szybko przytaknęła, a McGonagall ulokowała swój
wzrok ponad jej ramieniem.
- Jest to pierwszy,
i mam nadzieję, że ostatni, taki rok w ponad tysiącletniej
historii naszej szkoły - westchnęła, zastanawiając się nad
dalszymi słowami. - Więc mam nadzieje, że ten rok nie będzie dla
was - uczniów specjalnym wyzwaniem. Z racji tego, że w zeszłym
roku nie odbyły się ani SUMy, ani OWUTEMy, w tym roku do egzaminów
podejdą nie tylko piąto- i siódmoroczni, ale także szóstoroczni
i wy. W związku z czekającym natłokiem pracy, grono pedagogiczne
zdecydowało, że wśród uczniów z waszego roku zostało wybranych
dwóch starszych prefektów naczelnych, którzy będą odpowiadać
tylko za rocznik siódmy i ósmy - wstała, ściągając okulary i
rozglądając się. Hermiona poruszyła się niespokojnie, miała
wrażenie, że ktoś stoi za jej plecami i to właśnie na tego kogoś
spogląda McGonagall.
- Starszymi
prefektami naczelnymi zostały osoby, które w zeszłym roku miały
objąć stanowisko prefekta naczelnego, czyli ty panno Granger i pan
Malfoy - powiedziała niskim, nieco chrapliwym głosem z wyczuwalną
nutką rezygnacji. Wiedziała co teraz się stanie, oczekiwała
wybuchu, armagedonu ze strony dziewczyny i wcale się jej nie
dziwiła.
- Co?! - wrzasnęła
brązowowłosa wstając z fotela. Głos załamał jej się lekko na
końcu, a oczy z niedowierzaniem i wyrzutem spoglądały na
nauczycielkę.
- Ta gnida, ten
zdrajca, parszywiec, Śmierciożerca nie dość, że będzie
uczęszczał do Hogwartu to jeszcze będzie sprawował taką
funkcje. - krzyczała do dyrektorki, nie patrząc na jej jednocześnie
oburzony jak i przyznający racje wyraz twarzy.
- To była decyzja
Dumbeldora... - próbowała wyjaśnić, lecz Gryfonka szybko przerwała
jej, wylewając z siebie wściekłość
- Walę decyzje
Dumbeldora! Ten śmieć Malfoy powinien znać swoje miejsce... - jej
zwykle lekko napuszone włosy, jeszcze bardziej zwiększyły swoją
objętość, sprawiając, że wyglądała na wariatkę, a czerwone
policzki płonęły nienawiścią.
- I znam je bardzo
dobrze. Jest ono w Hogwarcie w domu Salazara Slytherina, w prywatnej
komnacie prefekta naczelnego - rozbrzmiał cichy chłodny głos w
drzwiach. Hermiona szybko się odwróciła, a oczy prawie wyskoczyły
z oczodołów, kiedy ujrzała platynową grzywkę i wredny,
pokpiwający półuśmiech, a potem całego Ślizgona. Chłopak na
widok jej reakcji tylko uśmiechną się szerzej i przeczesał dłonią
włosy, zagarniając je do tyłu i odsłaniając swoje oczy i czoło.
- Ty sukinsynu! Jak
śmiesz się tu pokazywać - wykrzyknęła mu prosto w twarz,
wskazując na niego oskarżycielsko palcem, ignorując upomnienie
McGonagall. Mina chłopaka natychmiast się zmieniła i z uśmieszku
przeistoczyła się w grymas pogardy.
- Moja matka jest
szlachetnie urodzoną czarownicą o krwi czystej od kilku pokoleń,
natomiast twoja tapla się w ohydnym, mugolskim szlamie pospólstwa i
niemagicznych ścierw - wycedził, patrząc wyzywająco w brązowe
oczy przeciwniczki.
- Panie
Malfoy! - krzyknęła dyrektorka, patrząc na chłopaka z oburzeniem,
dla bezpieczeństwa ściskając różdżkę. Chłopak czekał na
słowną obelgę, wrzaski, płacz, może nawet i jakiś niewybredny
urok ze strony dziewczyny, lecz ona nie miała zamiaru się w to
bawić.
Spojrzała na niego
z obrzydzeniem i splunęła mu prosto w twarz. Gdy Malfoy odskoczył
zaskoczony i zanim zorientował się co go prawie oślepiło,
zacisnęła dłoń w pięść i posłała ją ku blademu nosowi
Ślizgona. Poczuła trzask, a potem ból w dłoni i nie była pewna
co zostało złamane, jej kości dłoni, czy jego kość nosowa.
Chłopak zawył z
bólu, chwytając się obiema rękami za nos, a spomiędzy nich
zaczęła sączyć się krew, której kropelki szybko spadały na
posadzkę, tworząc niewielką kałuże. Przycisnęła bolącą
kończynę do klatki piersiowej i, wykorzystując miejsce obok jej
wroga, uciekła z przedziału dyrektorki, czując jednocześnie ulgę,
radość, złość i niedowierzanie.
- Panno
Granger! - wrzasnęła oszołomiona McGonagall. Kobieta szybko
doskoczyła do blondwłosego ucznia i z niedowierzaniem patrzyła za
znikającą w innym wagonie brunetkę.
Hah, jestem niezłą szczęściarą. Ledwie przeczytałam prolog, a Ty już dodałaś rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się prawie tak jak prolog. Prawie, ponieważ zdziwiło mnie nieco, że George zdaje się cierpieć po stracie Freda mniej niż Ron, a przecież chyba tak być nie powinno. Ponadto kanon poszedł na dno jeziora już do końca w tej samej chwili, w której Hermiona wybuchła. Ta dziewczyna, zazwyczaj opanowana i trzeźwo myśląca, nie powinna zachować się w ten sposób. Poza tym jednak nie mam żadnych więcej zastrzeżeń, spodobało mi się uzasadnienie McGonagall dla prefektów i w ogóle całe jej przemówienie. I jeszcze ta retrospekcja Hermiony przed peronem, taki miły przerywnik dla całej akcji opowiadania. ;)
Ze spraw technicznych - błędów było więcej niż w poprzednim rozdziale, ale oczywiście, jak już wcześniej wspominałam, każdemu zdarzają się potknięcia. W oczy rzuciło mi się, że zamiast pauzy lub półpauzy w dialogach itp. używasz dywizów, co jest oczywiście błędem, który trzeba poprawić. Irytuje mnie to, że nie dajesz nigdy odstępów przed i po myślnikach, co również jest błędem. I jeszcze tak ogółem mogłabyś robić akapity, ale rozumiem, że z bloggerem walka jest zawsze nierówna, więc nie będę marudzić w tej kwestii. ;)
Czekam na kolejny rozdział i ponawiam zaproszenie do mnie.
Pozdrawiam serdecznie,
Ap
czyste-serce.blogspot.com
Odpowiedziałam na Twój komentarz u mnie na blogu, ponieważ mam taki zwyczaj i zwykle Czytelnicy odczytują moje odpowiedzi, ale stwierdziłam, że skoro Ty odpowiedziałaś u mnie, to pewnie wolałabyś, abym zrobiła to samo. No więc pofatygowałam się do Ciebie i skopiowałam tamten komentarz. :)
UsuńJeśli chodzi o Twoje opowiadanie, przyjmuję wszelkie wytłumaczenia bez gadania, ponieważ są sensowne. :) Tylko z tymi dywizami... Naprawdę warto je zmienić. Na klawiaturze pauzy ani półpauzy nie ma, ale na tablicy znaków już są, więc warto się nieco pofatygować. I naprawdę nie ma za co dziękować, ja lubię pisać długie komentarze, bo autorzy zasługują, aby się szerzej wypowiedzieć o ich dziełach. :)
A teraz przejdę do faktycznie przyjemniejszej dla mnie rzeczy (w końcu każdy autor lubi, kiedy ktoś się o jego tworze wypowiada). ;)
Bardzo dziękuję za miłe słowa, mam nadzieję, że zostanie z moim opowiadaniem na dłużej. A z tym paringiem to przyszło tak nagle. No bo w Drinny nie wieżę (chociaż lubię), Dramione (pomimo tego, że je kocham i było pierwszym ff, jakie przeczytałam) nie wydaje mi się być prawdopodobne (niby Draco zawsze czuł coś do Hermiony, ale wstydził się tego, co oznaczało, że nigdy by się do tego nie przyznał, a sama Hermiona, delikatnie mówiąć, nie przepadała za nim). Reszta paringów wydawała mi się być jeszcze bardziej naciągana (znaczy oprócz tego z Astorią, ale przecież to jest z kanonu, więc...). No i wtedy pomyślałam o Katie i... wyszło z tego opowiadanie. ;)
Pozdrawiam,
Ap
Mi się bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńDramione, gdzie w pierwszym rozdziale Hermiona i Draco po kłótni nie macają się w pustej klasie? Anomalia!
Dziewczyna łamie mu nos i leje się krew - to co mimozy lubią najbardziej.
Tak jak April Rose, którą szczerze ubóstwiam za jej opowiadanie, spodobał mi się początek!
Co do błędów żadnego nie zauważyłam, bo najzwyczajniej w świecie nie wiem co to jest dywiza (tak to się chyba nazywa) i bynajmniej nie jest mi to do szczęścia potrzebne.
Każdy przeżywa żałobę na swój sposób, więc, w przeciwieństwie do April, nie dziwi mnie zachowanie Rona i George'a.
Nie zgodzę też się z nią w wypadku Hermiony. Wojna bardzo zmienia ludzi, poza tym dziewczyna w 3 części również dała się ponieść emocjom. Nie wierzę, że najspokojniesze osoby nie zdenerwowałyby się kiedy ktoś obraziłby ich matkę, szczególnie jeśli tym ktosiem byłby Draco Malfoy - Śmierciożerca, przeciwnik szlam, wróg od pierwszej klasy.
Pozdrawiam.
P.S. Kiedy następny rozdział?
Nie zgodzę się, że kanon poszedł się utopić, bo reakcja obu postaci była jak najbardziej prawidłowa i realna! Nie zapominajmy, że w rzeczywistości (jeśli można tak mówić o książce :D) Hermiona już Fretce przywaliła, i to zdrowo :D A on przy każdej okazji wypominał jej pochodzenie. Po kilku latach można się wkurzyć...
OdpowiedzUsuńBłędów ogólnie nie ma. Budowa zdań mi się nie podoba, bo czasami są niejasne, dlatego też podpowiadam, aby każdy rozdział przed publikacją był przez kogoś czytany, albo publikuj go np. dopiero po tygodniu od napisania. Choć mi się to nigdy nie udało :D Za bardzo jestem ciakawa reakcji czytelników:)
Podoba mi się początek. Mam nadzieję, że dalsza część będzie niekonwencjonalna i równie pomysłowa :)
Z chęcią dodam do ulubionych:)
Pozdrawiam, Michaela!
Muszę przyznać jestem pozytywnie zaskoczona tą historią.
OdpowiedzUsuńÓsmy rok w Hogwarcie?
To dla mnie coś nowego i jestem ciekawa jak daleko posuniesz się z rozwojem.
Podoba mi się Twój styl i sposób w jaki to wszystko nakreśliłaś.
Jedyne czgeo mogę żałować to fakt, że zdecydowanie zbyt krótki, gdyż spodziewałam się więcej.
Ale ja zawsze lubię marudzić o długość strony itp.
Byłoby również fajnie gdybyś uruchomiła zakładę Obserwowanych.
Nie musiłabyś wtedy nikogo powiadamiać i byłby każdy na bieżaco.
Pomyśl o tym bo będzie dużo łatwiej.
A tymczasem powiadom mnie o nowym rozdziale na http://pokochac-lotra.blogspot.com w zakładce Spam!
pozdrawiam i życzę weny
u mnie nowość :) zapraszam
OdpowiedzUsuńWciąga! :D aż się człowiek wkurza, że rozdział taki krótki!
OdpowiedzUsuń